czwartek, 31 października 2013

Dzień 62

photo by: LuizaLazar
Wczorajszy dzień zleciał nie wiadomo kiedy. Kontuzja kolana wciąż doskwiera, doszedł jakiś dziwny ból mięśnia, czy ścięgna pod dokładnie tym stawem, przez co nie mogłam praktycznie chodzić. Pojawił się znikąd, bo nawet nie ćwiczyłam, bo doprowadzam się do porządku, poza tym i tak mi Łukasz na razie zabronił. Znając mnie, robiłabym trening nawet i z bólem, więc dobrze,ze w tej kwestii krótko mnie trzyma. Smaruję wciąż żelem przeciwzapalnym, oszczędzam się i modlę, żeby jak najszybciej minęło. Dzisiaj jest naprawdę już lepiej, ale obawiam się że i tak nie zostanę dopuszczona do ćwiczeń. Ehh...
Przez to, że muszę wciąż tylko siedzieć i ograniczać ruch, najchętniej bym spała od rana do wieczora. Odechciewa się kompletnie wszystkiego. W takich momentach widzę, jaki zbawienny skutek na nasze samopoczucie ma ruch, nawet ten najmniejszy i dobrowolny. 
Wciąż przeraża mnie wizja przeciągnięcia się w czasie treningów z Tonim. Tak chciałam je skończyć w te 3 miesiące, a tu wyskakuje mi taka historia. Zawsze wszystko pod górkę. Zostaje mi tylko anielska cierpliwość. To chyba w tym wszystkim najtrudniejsze.

Moje jedzenie ostatnio się pogorszyło, muszę się poprawić, bo sama jestem na siebie zła. Nie zajadam się słodyczami, chrupkami. Nie. Po prostu nie dosięgam do swoich wymyślonych standardów. Do tego czytając pamiętniki innych dziewczyn często jestem na siebie zła, bo wydaje mi się że nie mam polotu w kuchni. Brakuje mi pomysłów na posiłki do pracy. Powinnam je chyba zacząć robić dzień wcześniej, wtedy uniknęłabym tego problemu. Ale gdzie znaleźć siłę na to wszystko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz