poniedziałek, 21 października 2013

Dzień 52 ~ 8/90 ~

photo by: LuizaLazar
Day 8 - Core Synergistics

Weekend minął zaiste leniwie i w atmosferze odpoczynku. Gdyby nie zapalenie pęcherza które męczy mnie od soboty, byłoby w ogóle rewelacyjnie. A tak dzisiaj musiałam wziąć urlop z pracy, bo 8 godzin nie wysiedziałabym w jednej pozycji przez to durne choróbsko. Do jutra musi mi przejść. Tablety w garść i jazda.
Pogoda jest dzisiaj przepiękna - za oknem nie widać nic taka gęsta mgła, od samego rana leje i jest generalnie cudownie. Ciśnienie też chyba leci, bo ogarnąć się to jakiś niewyobrażalny cud. Tak jest, zaczynami kolejny tydzień.

~ * ~

Jestem po pierwszym oficjalnym tygodniu p90x. Zrobiłam wszystko co zaplanowałam, nie wliczając tego jednego dnia odpoczynku psychicznego. Jeszcze ciężko mi się przyzwyczaić do codziennych ćwiczeń i to niezbyt lekkich, ale nie mogę się tego spodziewać po kilku dniach. Co prawda już widzę małe efekty na swoim ciele. Tyłek zrobił mi się superowy i podniesiony a to już wielki plus ! Na rękach widoczne mięśnie, plecy też zaczynają się ładnie kształtować. Warto było zacząć, oj warto. Zła jestem jedynie, że tak późno do tego dojrzałam, ale cóż, bywa i tak. Do świąt powinnam być już po 2,5 miesiąca treningów, więc powinno być już cokolwiek widoczne. Najbardziej zależy mi na brzuchu i ramionach, bo to moje największe kompleksy. Nogi zawsze można ukryć za dobrymi spodniami, ale chodzić cały czas w dłuższym rękawku i luźnych bluzkach nie bardzo mi się uśmiecha. Chciałabym na sylwestra założyć ładna sukienkę.. Oj jak mi się marzy sukienka, to sobie nie wyobrażacie. To prawda, jestem typem "chłopczycy", tzn lubię luźne, wygodne ubrania nie krępujące ruchów. Marzy mi się jednak coś eleganckiego, żeby Łukaszowi szczęka opadła :). To chyba byłaby największa motywacja do dalszej pracy nad sobą :). Ah...

Co do diety, trzymam się na razie fest. Wczoraj zjadłam tylko 2 ciasteczka upieczone przez mamę. Pyszne! Cały tydzień trzymam się zawsze dzielnie, nie ciągnie mnie do niczego "niedobrego" więc to i tak sukces. Miałam ochotę na więcej, ale zamiast tego jadłam winogrona. Zdrowszy wybór cukrów :). Zjedliśmy pyszny obiad, pogadaliśmy z tatą na skype (wraca już za tydzień, jupi !!), poplotkowałam z mamą. Zeszłyśmy tez na temat tych wszystkich diet, sposobów odżywiania i tego typu spraw. Doszło również do poczynań kuzynki. Nie wiem czy wspominałam, ale ostatnio strasznie zaczęła mnie drażnić. Jestem jej wdzięczna, że chce mi pomóc, ale zdecydowanie nie dociera do niej, że nie będę dostosowywać swojego życia do wagi kuchennej i łazienkowej. Nie zmienię wszystkiego w swoim życiu, tylko po to żeby dobrze wyglądać. Jest to dla mnie bardzo ważne, ale zdecydowanie ważniejsze jest życie w szczęściu. Wiem, że Łukasz długo nie wytrzyma, a mając ciężką pracę fizyczną musi w domu zjeść coś konkretnego. I tak udało mu się już zrzucić trochę brzucha, jeszcze dużo brakuje, ale teraz przynajmniej spada z niego powoli. Moja waga stoi, ale uznałam, że centymetry są ważniejsze. Te również troszkę wzrosły, ale to normalne, po tygodniu intensywnego treningu, że mięśnie spuchły i nabrały wody. Tydzień i spadnie cała opuchlizna. Trzeba przyzwyczaić organizm, nie ma wyjścia. Nawet specjalnie spytałam o to Łukasza, czy to prawda, a nie jakaś bujda. Potwierdził, poparł to również jakimś artykułem w internecie, z filmem czy czymś tam, bo kiedyś oglądał. Jemu wierzę. Bezgranicznie.
Od wczoraj wprowadziłam kromkę chleba żytniego na zakwasie do jadłospisu. Nie jest tak najgorzej jak sądziłam. Troszkę bulgotniki się odzywają, ale trwa to tylko chwilę. Nie chcę popadać w paranoję i skrajność. Poza tym, przypomniałam sobie, że przecież można jeść takie produkty pełnoziarniste, jeżeli nie udaje się zrezygnować całkowicie z glutenu. I to najważniejsze. Zauważyłam też, że dieta beglutenowa stała się ostatnio bardzo modna. Jak ktoś nie umie schudnąć, to na 100%jest to wina glutenu i trzeba koniecznie zrezygnować. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy, że wszystko organizmowi jest potrzebne. Można bardzo ograniczyć, ale żeby zrezygnować calkowicie bez poparcia medycznego, nie jest najrozsądniejsze. Wiem, przechodziłam to przeciez na własnej skórze i mówię z doświadczenia. Ponadto, przejście na taką dietę jest straszliwie drogie. Firmy produkujące takie produkty nieźle zarabiają na chorych i osobach takich jak ja. Przy niskich zarobkach to bardzo trudne do wykonania. Takie niestety są realia. Tak samo jak bycie EKO. Takie produkty są zazwyczaj 2-3 razy droższe niż takie kupione w normalnym markecie. Do czego to doszło, żeby zarabiać na zdrowiu... Nigdy nie zrozumiem, dlaczego jedzenie nafaszerowane chemią jest tańsze tyle razy od zdrowych składników. Nie zrozumiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz