piątek, 25 października 2013

Dzień 56

photo by: jyoujo

Łukasz się rozszalał. Trzeba go trochę pokontrolować, bo zaraz wrócę do dawnych nawyków żywieniowych, a tego muszę koniecznie uniknąć. Powiedzieć konkretne "nie" i już. 
Na dniach planuję zrobić domowe musli, żeby mieć coś do pochrupania z mlekiem lub jogurtem. Nie szkodzi mi nabiał, przynajmniej nie zauważyłam żadnej zmiany po zjedzeniu, więc jest dobrze. Gorzej z chlebem, ale powoli się przyzwyczajam na nowo. Polubiłam chleb żytni o dziwo, już mi bardzo smakuje. Jest tam co prawda mąka pszenna, ale raczej przeważa żytnia. Wiadomo, jak to w pieczywie sklepowym. Wybieram takie bez składników dodatkowych, w postaci chemicznych dodatków lub konserwantów. Najkrótszy skład jaki tylko znajdę. Czytam w miarę możliwości wszystkie etykietki, staram się rezygnować ze wszystkiego co ma w sobie syrop glukozowy - największe świństwo jakie istnieje, gorsze nawet od cukru, który występuje niemal wszędzie. Nie stosując go jednak w domu, dostarczam go więc (jeżeli już coś takiego jem bo wyboru brak) w niewielkiej ilości.
Jak widać zmieniłam swoje nastawienie do wyglądu i do żywności. Przestałam na każdym kroku zamartwiać się, że zjem coś "zakazanego" i od tego umrę. Co prawda, jeszcze mam takie przebłyski, ale staram się ich do siebie nie dopuszczać i przebijać przez świadomość. Może to zmiana w dosyć krótkim czasie od momentu podjęcia decyzji, ale taka już jestem. Jak o czymś zdecyduję, wprowadzam to w życie od zaraz. Poza tym jedząc więcej błonnika z pieczywa odwiedzam święty przybytek codziennie, a nie 1-2 razy w tygodniu, co było okropne. Mój organizm tak się zatruwał, że po kilku dniach czułam się strasznie... Zmęczona, spuchnięta i wszystko co najgorsze. Teraz, nie zapeszać, minęło. Zobaczymy za parę dni :).

Wczorajsze ćwiczonka zaliczone. Zwiększyłam obciążenie ciężarków i powiem wam różnica przeogromna. Dzisiaj ramiona mnie bolą że hej :D. W planach na dziś Yoga X. Zobaczymy, czy nie będę dzisiaj miała dnia wolnego, czy się ze wszystkim wyrobię, poza tym wiadomo, piątek. TO jedyny dzień kiedy nie mam ochoty na nic po powrocie z pracy. Robię obiad, sprzątam i lenię się do samego wieczora. Czy teraz będzie tak samo? Okaże się :). Udało mi się załatwić wyrwanie z pracy o 13, to będę wcześniej i zrobię kilka rzeczy w domu, jak sprzątanie, odkurzanie, mycie podłóg, obiad. Standardzik :). Aż sama się sobie dziwie, że mam w sobie tyle powera do działania. Powinnam być wykończona i leżeć do góry brzuchem, a tu proszę :).

Ćwiczenia są jednak zbawienne dla naszego ciała i duszy :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz