poniedziałek, 7 października 2013

Dzień 38

photo by: justashadowleft

Czas leci nieubłaganie. Nawet nie wiem kiedy zleciał ten rok. Zanim się obejrzę będę znów ubierać choinkę i szykować świąteczne potrawy i słodkie przysmaki. 
Zawsze o tej porze łapie mnie chwila zadumy nad swoim własnym życiem, co zrobiłam, czego nie, a co mogłabym zmienić. Co roku układam noworoczne postanowienia, których i tak się nie trzymam z różnych powodów. Dobrze, że teraz poczyniłam jeden krok w dobrą stronę i zawalczyłam o swoje zdrowie i wygląd. Nie jest to w pełni krok idealny, ale dopiero wielu rzeczy się uczę i do niektórych powoli dojrzewam. Nie mogę uwierzyć w to, że za chwilę będzie równe 40 dni z ograniczeniem glutenu. Tak, piszę "z ograniczeniem" nie zrezygnowaniem. Dlaczego? Cóż, miałam ostatnio wiele przemyśleń na ten temat. Doszłam do wniosku, że nie jestem chora na celiakię, więc jedząc produkty zawierające śladowe ilości tego składnika krzywdy sobie nie zrobię. Jednak mój organizm już się od niego odzwyczaił i kiedy tylko zjem kawałek pieczywa lub nawet ciasta z mąką pszenną, jelita wołają o pomstę do nieba. Mam niewiarygodne rewolucje i bóle. Nie są jakieś silne lub powodujące niemożność ruchu, ale dokuczliwe.
Nabiał również ograniczyłam do minimum. Jedyny jaki spożywam to mleko bezlaktozowe (przerzuciłam się z ryżowego, bo jest tańsze i dużo smaczniejsze a najzwyczajniej mnie nie stać na kupowanie produktu za 10zł częściej niż raz na tydzień) i śmietana do sałaty, ogórków lub pomidorów, zależy od chęci. Z tylu rzeczy porezygnowałam. Czy mi ich brakuje? Czasami, kiedy muszę jeść trochę czerstwe kawałki chleba lub kiedy muszę myśleć nad posiłkami. Nie brakuje mi serków i innych specyfików, bo jadłam je po prostu raz na miesiąc, ponadto kiedyś byłam na diecie i białkowej i SB i mam po prostu obrzydzenie. 2 tygodnie niemalże na samych serkach. Okropność. Do takich decyzji człowiek chyba dojrzewa z wiekiem i dopiero wtedy widzi swoją głupotę. Ale cóż, to były czasy studiów, czyli okres wiecznej nauki :).
Miałam też ostatnio kilka dni zadumy i zastanawiałam się, czy nie przerzucić się po prostu na pieczywo pełnoziarniste i żytnie. Nie jest to chyba najlepszy pomysł. Jak pomyślę o tym smaku to od razu mnie odrzuca. Niektórzy uwielbiają takie pieczywo, ja niestety nie. Jest dla mnie zbyt kwaśne, ciężkie i niesmaczne. A nie lubię się zmuszać to rzeczy, których nie trawię. Tak samo makaron. Pełnoziarnisty, ciemny? Smakuje jak piasek. Oblecha. Równie dobrze mogłabym iść do babci i zjeść trochę piaskownicy. Dla mnie jedno i to samo.

Dosyć już o jedzeniu. Czas przejść do sfery ćwiczeń. Dzisiaj zaczynam ponownie tydzień przygotowujący do p90x. Niestety ostatni nie wypalił, z wielu powodów, ale teraz już jestem przygotowana. Zakitrałam od mamy świetną matę dzięki której nie będę się ślizgać po swojej nieszczęsnej podłodze, więc mogę działać :). Postanowiliśmy też z Łukaszem, że kupimy sobie drążek do zamocowania na suficie. Nie na ścianie lub framudze, gdyż: 1 - nie mamy framugi, tylko w łazience, co automatycznie odpada, 2 - ściany mamy raczej w bloku niepewne i sufit będzie zdecydowanie solidniejszy. Jedyny problem jaki dla siebie widzę to jak mam do tego cholerstwa później dosięgnąć? Muszę to przemyśleć w kierunku logistycznym :). Mam na to jednak jeszcze trochę czasu.
Powiem tutaj, że ostatnio nawet brakowało mi tych ćwiczeń z Tonym. Niby zrobiłam tylko te 20 minut treningu jeden jedyny raz, ale dało mi to powera i chęć do dalszej walki. Poza tym, bardzo motywuje mnie wizja przyszłych zmian i nabrania siły i wigoru. Wiadomo jak wpływa na samopoczucie pogoda jesienno-zimowa. Mam głęboką nadzieję, że treningi mi pomogą, nie tylko w kształtowaniu sylwetki :). 
Czuję też, że moje wyniki nie ulegaja chyba zmianie, bo nie odczuwam już objawów niedoboru hormonu TSH. Nie jestem jakoś specjalnie śpiąca i wiecznie zmęczona (nie liczę tutaj poranków, bo wstając o 5:40 kiedy jest jeszcze ciemno każdy marzyłby o powrocie pod kołderkę), moje łokcie wróciły do stanu regeneracji, a zawsze miałam z nimi problemy (ostatnio miałam tak suche, że skóra mi pękała, a w prawej ręce schodziła dosłownie płatami), nie jest mi ciągle zimno. Czuję ogólną poprawę. Nie wiem, czy to kwestia zmiany nawyków, czy wina innych czynników. Okaże się przy kolejnej wizycie co ma mi Pani doktor do powiedzenia. Jeżeli wyniki mi się poprawiły, to muszę zobaczyć jej minę, kiedy powiem jej o diecie bezglutenowej i bezmlecznej. Czy coś powie? Okaże się :).

~ * ~

Rozmawiałam wczoraj z mamą na temat stanu mojego zdrowia. Nie chodzi już tutaj o tarczycę. Kazała mi pójść do mojej lekarki rodzinnej i poprosić o skierowanie do szpitala na badania w kierunku bólów brzucha. Co się za tym kryje? Gastroskopia i kolonoskopia... Same wyrazy już powodują u mnie mdłości... Gastro miałam będąc małą dziewczynką z podstawówki i nie wspominam tego jakoś rewelacyjnie. Nie, żeby bolało, ale jest to tak nieprzyjemne, aż obrzydliwe. A o badaniu od drugiej strony nie wspomnę, bo nie miałam, ale jest to na pewno niefajne. Myśląc jednak o swoim zdrowiu, powinnam chyba jednak je zrobić, tym bardziej, że dzięki nim wykryto u taty chorobę, którą udało się wyleczyć. Tak samo powinnam zrobić testy pokarmowe, ale nie bardzo wiem gdzie i jak się to robi. Do kogo mam się z tym udać. Bladego pojęcia nie mam. Muszę się troszkę zainteresować i poczytać na ten temat informacje. Powinnam zrobić te badania, choćby ze względu na chęć posiadania dziecka i moje teraźniejsze problemy trawienne. Przynajmniej dla własnej wiedzy. 

~ * ~

Wiecie co mnie ostatnio zafascynowało? Joga. Najzwyczajniej w świecie joga. Przeglądając różne pozycje ćwiczeniowe, po prostu się w nich zakochałam. Od kolejnego wejrzenia. Marzę o tym, żeby być kiedyś na tyle silną i giętką, aby bez trudności je wykonywać i jeszcze przy tym się maksymalnie zrelaksować. To jest mój nowy cel do osiągnięcia w sferze cielesnej. Muszę nad tym ciężko pracować, ale myślę, że warto. Dla mnie samej :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz