piątek, 30 sierpnia 2013

Dzień porażek

photo by: RezzanAtakol

Nie, nie chodzi tutaj o jedzenie. Z tym jeszcze do końca się nie ogarnęłam, ale jestem na dobrej drodze. Wczorajsze zakupy nawet zaliczam do udanych, bo nie kupiłam nic niedozwolonego za wyjątkiem małych chrupków (zrobione są z mąki kukurydzianej i orzechów arachidowych, których notabene też nie powinnam jeść, ale cóż) i kajzerek, ale wciąż czekam na dostawę pieczywa i mąki.
Od godziny 13:30 zaczęło mi się wszystko sypać, poczynając od pracy. Leciało z rąk, nie mogłam się skoncentrować. Z 5 razy kserowałam tą samą mapę (trzeba ją było sklejać z 2 arkuszy A0, nie ma co opowiadać), potem pieczątkując wnioski, oczywiście musiałam zniszczyć jedną stronę stawiając nie to co trzeba, aż współpracownica się ze mnie śmiała... ja też rechotałam sama z siebie, a raczej ze swojej bezsilności. Potem w domu stało się najgorsze co może być... wypadła mi plomba... i nie jakaś mało ważna w piątce czy innym zębie niewidocznym, tylko w jedynce ! O godzinie 21 w nocy ! Musiała akurat wtedy... dzisiaj przyszłam do pracy z zaklejonym zębem jakimś małym wacikiem, żeby nie było widać ubytku. Zwolniłam się na chwilę i pobiegłam do dentysty, niestety prywatnie bo na fundusz nikt mnie od ręki nie przyjmie. Zabulę, trudno, ząb ważniejszy. Wizytę mam za 2 godziny, więc znów będę musiała się urwać. Rewelacyjny dzień, nie ma co... 

Z ciekawości wskoczyłam dzisiaj na wagę. Stan na razie niezmienny, oczywiście pali w oczy ta nieszczęsna liczba, ale nie mogę się poddawać. Kiedyś mi się uda i będę z siebie dumna. Na pewno nadejdzie ten dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz