piątek, 6 grudnia 2013

Dzień 98



Przebudziłam się dzisiaj z jedyną myślą w głowie - co by tu zrobić, żeby nie iść do pracy, zadzwonić że zwracam cały dzień? Cokolwiek, byleby zostać w domu. Myśl owa ostała się w mojej głowie zaledwie kilka sekund. Zanim się obejrzałam już byłam w łazience i doprowadzałam się do względnego ładu po zbyt krótkiej nocy. Jak co rano, oglądam swój brzuch i talię (nóg na szczęście nie, bo mam za małe lustro :P). Jeśli widzę, że jest dobrze, od razu mam świetny humor na resztę dnia. Wiem, że może moja waga jest uparta i nie zmienia się od bardzo długiego czasu, ale ćwiczenia jednak trochę mi pomogły. Nie jest to mistrzostwo świata, ale najgorzej też nie. Od 3 dni na szklanej widnieje 68,3 kg, ale nie zrażam się. Na pewno się ruszy. Teraz musi. Bo dlaczego by nie?
Dostałam wczoraj moje nowe spodnie, które zamówiłam w zasadzie z przymusu, bo te w których chodziłam do tej pory zrobiły się jak sitko i co rusz naszywałam nową łatę od spodu, aż w końcu Łukasz powiedział dość i zagroził, że mi je wyrzuci. Wiem, głupia jestem, ale jestem bardzo oszczędna w stosunku do siebie i nie lubię kupować sobie nowych ciuchów, co jest ewenementem dla kobiety. Po prostu nie lubię wydawać kasy na takie rzeczy. W zamian zaopatruję się we wszelakie miski, miseczki, formy, foremki. Wszystko do kuchni. Uwielbiam to. Szkoda tylko, że szafki za małe i już tego nie mieszczą :).
Wracając do spodni, był to udany zakup. Leżą idealnie, wyszczuplają bo maja wysoki stan (nie lubię biodrówek, poza tym nie wygląda to zbyt efektownie jak wylewa się sadło z każdej strony; nie noszę i tak krótkich bluzek więc brzuch spłaszczony jak najbardziej się przyda), mają ładny kolor. Idealne :). Przeszkadza mi prawda ten stan w siedzeniu bo się trochę wbija, ale jeżeli muszę spędzić przy biurku parę godzin, to po prostu rozpinam guziczek i jest git majonez :). Jak się uda schudnąć to i to rozpinanie się skończy, bo nic uwierać nie powinno. Na razie radzę sobie jak mogę.
Zauważyłam też, że wiecznie odkładam zakupy nowej bluzki czy spodni na okres "jak schudnę". Przez to nie mam nic nowego, wszystko już przechodzone, a ja dalej trwam na etapie "jak schudnę". Postanowiłam zmienić nastawienie, bo wiecznie będę chodzić w starych szmatach, a waga jak chce niech sobie spada. Wtedy zaopatrzę się w nowe.
Zmieniłam nastawienie do tego wszystkiego, staram się patrzeć bardziej pozytywnie. Wg badań psychologów to pomaga w utracie wagi nawet w 50% (czy iluś tam, bez znaczenia). To tak jak pokonanie ciężkiej choroby. Jeśli bardzo wierzysz, że Ci się uda, patrzysz na świat z dozą optymizmu, starasz się być szczęśliwa i cieszyć się nawet z najmniejszego sukcesu - pokonasz wszystkie przeszkody. Od dzisiaj wprowadzam to do życia. Będzie to niezwykle trudne, ale postaram się. Chcę się cieszyć życiem, a nie wiecznie umartwiać i marnować młodość. Czas żyć !!

Wczoraj ćwiczeń brak, z racji tego, iż siostra poprosiła, żeby jej pomóc w robieniu prezentu na mikołajki. Skończyłyśmy ok 21 i już nie miałam siły. Usiadłam, odpoczęłam i poszłam spać. Dzisiaj postaram się nadrobić, ale jak wyjdzie, okaże się.

Usiadłam teraz również i policzyłam swoje CPM (przy średniej aktywności), PPM oraz B/T/W. Tak się to przedstawia:

PPM = 1501 kcal
CPM = 2552 kcal
B/T/W = 122,9 / 75,1 / 170,9 [g]

Dane B/T/W/ podaje w gramach, bo tak chyba łatwiej przeliczyć. Sprawdziłam również kaloryczność posiłków, które dzisiaj mam zamiar zjeść (BEZ obiadu i kolacji). Wyszło mi na razie bardzo mało, bo tylko 618 kcal :(. A jest w tym śniadanie, II śniadanie i mini lunch (tak nazywam 3 śniadanie). Nie stosuję się jeszcze do MM, bo zaczynam ostatecznie w poniedziałek. Do tego czasu przygotuję sobie menu, żeby mieć łatwiejszy start. Teraz jeszcze mi ciężko zapamiętać kilka rzeczy, a tak sobie spojrzę - aha to dzisiaj mam to, super - i na tym koniec rozterek. Później będzie na pewno łatwiej już skomponować jedzonko bez zeszytu czy kartek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz