piątek, 6 września 2013

Dzień 7 - dalej do przodu.

photo by: AnnaMagdalenaPe

Dobrnęłam do dnia 7. Dałam radę cały tydzień ! Jestem z siebie dumna :). Kiedyś próbowałam już z dietą bezglutenową, ale poddałam się po zaledwie 2 dniach, a teraz mam za sobą całe 7 ! To dzięki narzeczonemu, który znalazł na mnie sposób, kiedy tylko marudzę, albo szukam łatwych rozwiązań. Jaki? Nie mówi nic :). To chyba najlepiej na mnie działa, przynajmniej nie prowadzę dyskusji i nie przekonuję za wszelką ceną do swoich racji. Gdyby tak było, już dawno siedziałabym z kajzerką popijając ją mlekiem. Niestety jeżeli chodzi o żywienie, potrafię znaleźć milion argumentów za niezdrowym jedzeniem, które ciężko pobić. Szkoda, że w pozostałych kwestiach życiowych nie jestem taka zdeterminowana i zdecydowana. Ale cóż, dojdę powoli i do tego.

Jutro oficjalne ważenie, obym się nie przeliczyła i nie załamała. Tego boję się najbardziej. Nie zrezygnuję tak łatwo, nie nie, po prostu to bardzo przeszkadza w codziennej motywacji, kiedy widzę brak efektów. Chociażby i na wadze. Oczywiście, w ciągu tygodnia ciężar ciała się waha, a to zalegające resztki jedzenia, a to nagromadzona woda, opuchlizna (która przy hashimoto bardzo często się zdarza, tak z dnia na dzień), czy po prostu hormony. Nigdy nie zagłębiałam się w ten temat, po prostu myślałam, że przytyłam i koniec, że jestem do niczego i nie ma najmniejszego sensu to co robię. Na szczęście się myliłam, ale wiadomo, człowiek mądry po szkodzie.

Od przyszłego tygodnia planuję z narzeczonym zacząć ćwiczyć. On chudnie bardzo szybko, wystarczy, że ograniczy słodkie napoje, przegryzki i słodycze, a po tygodniu ma kilka kg mniej i niestety jego skóra nie jest w stanie tak szybko się wchłonąć. Ewidentnie widać, że to nie tłuszcz, taka cieniutka warstewka skóry. Próbowaliśmy skończyć a6w, niestety nie wyszło. Jest to tak okropnie nudne i obciążające kręgosłup, że po kilku dniach raptem przestaliśmy. Poza tym, jaki jest sens w ćwiczeniach, których się nie cierpi?
Chcę po raz kolejny rozpocząć Callanetics. Bardzo lubiłam ten program kilka lat temu i naprawdę mi pomógł. Liczę, że teraz również się uda. Do tego rower stacjonarny, który stoi i tylko się kurzy. Tak nie może być. Nie po to tyle czasu marudziłam nad jego zakupem, żeby teraz tylko stał jako ozdoba mieszkania, lub wieszak. Czas zrobić z niego ponowny użytek.

~ * ~

Na koniec zamieszczam zdjęcia moich obiadów z ostatnich 2 dni. Placki ziemniaczane i warzywa na patelnię z kurczakiem i ryżem basmati (nie gotowiec, zrobione od początku do końca samodzielnie).


Dodam tutaj jeszcze, że poczyniłam chleb. Z mojej ukochanej strony Moje Wypieki. Ubóstwiam panią Dorotę, jest rewelacyjna we wszystkim co robi. Taki mój kuchenny guru (oczywiście obok mojej mamy, rzecz jasna). Jej przepisy zawsze wychodzą, nigdy jeszcze się nie zawiodłam i tak było tym razem. Chleb wyszedł delikatny, puszysty i co najważniejsze pyszny ! Pierwszy raz zrobiłam bez ziaren, chciałam najpierw wypróbować przepis. Teraz, muszę się zaopatrzyć w siemię lniane, słonecznik, sezam i inne pesteczki. Teraz nie mogę się doczekać kolejnego wypieku ! 
Postanowiłam również, po wykorzystaniu mąk które już posiadam, zakupić mąki innej firmy. Tym razem bez ulepszaczy, zwykłe mieszanki bez dodatków. Może są i droższe, ale do końca życia nie mam zamiaru się faszerować chemią (może nie do końca tak szkodliwą, ale jednak). Poza tym, trzeba próbować nowości, prawda? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz