czwartek, 26 września 2013

Dzień 27

photo by: alexgphoto

Kolejny dzień siedzenia w domu. Na dobre mi jednak to wychodzi, bo czuje się juz dużo lepiej poza wiecznym katarem i wciąż powiększonym węzłem chłonnym na szyi. Ale, przeżyję i to.

Moja dieta nie jest ostatnio idealna. Nie chodzi tu, że pozwalam sobie na grzechy, nie nie. Bardziej chodzi mi o regularność posiłków. Nie mam w ogóle apetytu ani pomysłów na to co mogę zjeść. Otwieram lodówkę, popatrzę przez chwilę i ją zamykam. Kiedyś było łatwiej, mogłam wziąć jakieś wytwory typu Monte, albo płatki słodkie na mleku i po kłopocie. Teraz muszę się wysilać, a po tym jak siostra jeszcze mnie prawie że ochrzaniła za takie jedzenie, przemyślałam to i zrezygnowałam z tego sztucznego szitu. Teraz może nauczę się kreatywności. Długo mi to zajmie, ale dam radę.

W sobotę jedziemy z Łukaszem w końcu do kina. Nie byłam w nim wieki! Zajedziemy też pewnie na kawę do mojej ulubionej kawiarni i może skuszę się na kawałek ciasta od święta, ale to się zobaczy jak zostanie wybór. Oj kiedy sobie przypomnę te wypady do galerii jak jeszcze mieszkałam w tym mieście. Nie dziwię się że przytyłam jak prosie, skoro praktycznie co tydzień jadłam syf. A co 2 tygodnie nic normalnego, same słodkości i tłuszcze. Dzisiaj jak o tym pomyślę to mam mdłości...

Posiedzę sobie dzisiaj przejrzę treningi P90X, zobaczę kalendarz i przygotuję się mentalnie do walki. Oby się udało :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz